Ci źli panowie mieli czelność rozebrać plac zabaw, mój plac zabaw, na którym pozdzierałem kolana, najadłem się piasku, gubiłem resoraki brata w piaskownicy, śmiałem się i kłóciłem z pierwszymi przyjaciółmi, to było cały mój świat przez kilka lat mojego życia, nie ma co. Nie zostało nic. Fajnie było kiedy po ulewie biegaliśmy w kaloszach umazani błotem. Ach, no i oczywiście największa nasza frajda, największe utrapienie starszych mieszkańców - rozgrywki w piłkę nożną. Kiedy dorośliśmy nieco "teren boiska" zarósł trawą, nikt go już po nas nie wydeptał, te dzieciaki to nie to samo. Chociaż trzeba przyznać, że i tak trzymają poziom i nie ślęczą przed komputerami jeśli tylko pogoda jest trochę lepsza, oby było ich jak najwięcej na placach zabaw.
Swego czasu graliśmy też w baseball, piłką do palanta. Albo zwykłą do tenisa. Ale zabawa przednia. Na działce pod lustrem wciąż stoi kij baseball'owy zrobiony na tokarce, trochę niewymiarowy patrząc na profesjonalne kije, ale wystarczał nam w zupełności. Zresztą łatwiej wymienić sporty, których tu nie próbowaliśmy. Fajnie było kiedyś. Świat był mały. Zmartwienia jeszcze mniejsze, a te moje przecież i tak jeszcze nie są chyba takie straszne.
A na koniec wesoła piosenka zasłyszana wczoraj w czasie powrotu z kontroli.
pierwsze dżwięki sprawiły, ze na ustach pojawił się uśmiech i nie schodzi nawet teraz gdy po raz 12 odtwarzam ten kawałek.