#58







 Takie jesienniaki...

9 komentarzy do “#58

  1. miałam iść na jesienny spacer, ale nie ma idealnego czasu na tę jesień ostatnio...

  2. wolę tą pochmurną z kubkiem herbaty, w grubych skarpetach z wełny, nogami na kaloryferze i w za dużym swetrze...w niebycie i z jakąś książką o smutkach większych, niż te moje, bezkresne i wylewające się z objęć troski. za oknem hoduję taką jesień Twojego spaceru, gdzieś w gradobiciu liści przemykają ostatnie tchnienia jesieni a ja czekam nadal na niespełnione marzenia, na kolejne wieczory z uśmiechem w sercu.
    głucha przestrzeń internetu rzecz jasna :)
    znałam takiego fałszywego, dziś znam go mniej, nie chcę poznawać bardziej, kolejna lawina smutków w tej głuchej przestrzeni...

  3. to te komiczne podziały na męską frotę i wełnę kobiecą :) / ja schematycznie i mimo woli utożsamiam się z głównymi bohaterami, nawet jeśli są mężczyznami, zabójcami, chorymi psychicznie, z zaburzonym postrzeganiem rzeczywistości (dla własnego bezpieczeństwa nie tykam nic z powieści kryminalnych). nie trafiam podobnie, bo mało jest książek o jednostce, która chciałaby przestać tak bardzo emocjonalnie patrzeć na świat, przestać zachwycać się zachodami słońca w najpodlejszy dzień tygodnia, albo nigdy więcej nie płakać za każdym razem, gdy na srebrnym ekranie ktoś umiera. / razem raźniej, ale dłużej... ostatnio właśnie otworzyłam oczy. to takie trudne, jeśli dotychczas żyło się wyobraźnią. we wtorek zamknę oczy i wyobrażę sobie widmowe, białe łóżko. będzie łatwiej? /
    nie musisz zazdrościć Wenecji, to tak jak z fałszywą wraźliwością (jeśli się nie pozna, można uwielbiać, później pozostaje jedynie zawód o gorycz). antyestetyzm tego miejsca przerasta wszelkie oczekiwania i obrazy opisywane przez Zolę...
    PS trampki kojarzyły mi się z wolnością, kiedyś, gdy wkładałam je na nogi byłam bardziej sobą. ostatnio założyłam czułam tylko niewygodną gumę i snurówki wpijające się w skórę. ideały poupadały.

  4. łatwiej mi być mordercą, niż zakochaną kobietą, to jest podłe...\ a może właśnie muszą upadać? może to jak z uderzeniem w twarz od przyjaciela, najpierw boli ciało a później dusza, z czasem dociera do nas i jesteśmy odporniejsi (nawet jeśli, to tylko uderzenie w przestrzeni słów, gestów, myśli). bardziej boje się, że kiedyś będę w stanie żyć bez wyobrażeń, tak zupełnie. w najbardziej pustym świecie, dymu, mgły i wilgoci (chociaż dym, mgła, wilgoć to w mojej głowie Łódź, upragniona ostatnio przestrzeń...) Kraków z Zolą tysiąckroć piękniejszy byłby, niżeli kanały i zapach tłumu :)

  5. lubię ich obserwować. kiedyś przychodziłam wcześniej na spotkania, siadałam w umówionym miejscu i obserwowałam. pamiętam jak starszy pan koło 70 jadł loda, który roztapiając się lał się po jego dłoni a on uśmiechał się, przygryzał wargę, unosił brwi i siorbał, zlizywał go na moich oczach, wyglądał raczej jak małe dziecko, bezbronne, niż jak don juan chcący uwieść kogokolwiek. komiczna chwila./ w takich 'kolejkach' myślę, gdzie biegną, dlaczego się uśmiechają, płaczą. próbuję poukładać w swojej głowie obraz ich życia, zlepek scen od poranku do zmierzchu. tylko nie potrafię się do nich uśmiechać, jedynie patrzę na te ziemiste twarze pełne rozkoszy gonienia za czasem. nie znam Łodzi z perspektywy pierwiastka tego miasta, chciałabym znać z jednego, dwóch, może trzech powodów bardziej, niż dziś, chciałabym zagrzać tam swoje miejsce na dłuższy czas, w tej szarej, ceglanej przestrzeni, pełnej ludzi biegnących na uczelnie, ludzi z aparatami i historii./ ja czuję Kraków każdą komórką ciała, czuję jakby do mnie należało, mimo horrendalnych odległości, braku możliwości zjednania się z nim i świadomości rozłąki z duszą, która kiedyś tam została./ Turner? pełen romantyzm.../ :)

  6. to chwile, magiczne. (tak a propos - dziś wzrusza mnie http://vimeo.com/8189067, wczoraj SYMETRY). czekanie jest chyba nie dla mnie, chociaż jednocześnie dla mnie. siedzi we mnie tyle sprzeczności i sama nie wiem co jest mną a co nie. / będę próbować, z pewnością nie raz... / ja romantyzmu XXI w. mam po dziurki w nosie, ulewa mi się wręcz ta miłosna słodycz, rozkosz... taka prawdziwa jest nieosiągalna dla zwykłych, zostawiona wyjątkowym czy dla wyjątkowych, bardziej nienamacalna, iście metaforyczna. / może.. chciałabym. w Paryżu, Wenecji, San Francisco (na moich wymarzonych ulicach http://www.youtube.com/watch?v=9NymcQJjPCs&feature=related, albo na Golden Gate...) wtedy nie byłbyś taki nieznajomy. często myślałam o takich spotkaniach ze znajomymi nieznajomymi. nawet wyobrażałam sobie jakie słowa by padły na początku, co bym zrobiła.../ oglądałam i jak zwykle płakałam nad pięknymi obrazami piwnicznymi, świecie destrukcji i niespełnionych marzeń. polskie, dobre kino zawsze mnie wzrusza, szkoda, że więcej mamy 'odmóżdżaczy' ostatnimi czasy. brakuje mi wartościowych filmów, które są niestety ukryte pod otoczką cichych festiwali, czy ubogich widowni. pozostaje jedynie wyszukiwać perły w sieci, albo wracać do klasyki (mojego uwielbionego Kieślowskiego, właśnie włączam "Siedem kobiet w różnym wieku" po raz tysiączny...)

  7. boję się, że lata za nas to zrobią, że to wszystko samo, w synchroniczny sposób nagle dostąpi porządku, że już nigdy sprzeczności nie będzie, tylko jedność i poprawność w sobie. zdecydowanie renowacja uczuć i wartości działa na ich niekorzyść. / ja w wyobraźni nie popełniam tylu błędów, jestem bardziej zachowawcza i zawsze mówię to, co myślę. szkoda, że tak naprawdę zasada 'co w sercu, to na języku' ustępuje wobec strachu o uczucia bojkotowanej jednostki. chociaż ostatnio odchodzę od tego i zdarza mi się mówić wprost wszystkie 'ale', jednak jestem zbyt emocjonalna, zawsze bardziej cierpię w tych momentach od innych. / w pierwszej kolejności "Gadające głowy" (jest ma yt). odkąd to zobaczyłam co jakiś czas przemyka mi myśl 'co ja bym odpowiedziała?' / ja również idę na spacer, pożegnać jesień w sobie.../ kiedyś sprawdzałam w sennikach, ale nigdy się nie spełniało, bo według tego powinnam być już dawno szczęśliwa, bogata, piękna, kochana i spełniona, bullshit :)

  8. ja chyba wierzę tylko w siebie, a przynajmniej chciałabym. gratuluję, ja nie dałam rady, siedzę w rodzinnym zobowiązaniu przerabiania zdjęć ślubnych mojej kuzynki, odpadają mi ręce i łzawią oczy. za chwilę idę, odetchnąć... z tym wtulaniem, to jak z ucieczką. ja, chociaż nie wyjeżdżam, to w momentach niepewnych zwijam się w kokon... czekamy na uśmiechy... powiedz, że trzymasz kciuki za jutro. drżą mi ręce, w głowie gotuje się a ja nie umiem znaleźć sobie miejsca.
    PS w komentarzach zrodzi się niebawem objętościowo dorodna powieść

  9. myślę, że nie każdy by zrozumiał tę burzę myśli. długo by błądził. można by stworzyć nową filozofię, wełniano-frotową, bardzo pesymistyczno-realistyczną opierającą się na beznadziejności świata i utraconym optymizmie.
    ślubne zdjęcia (te robione rodzinie) są całkiem przyjemne, przynajmniej się nie nudziłam, trochę mnie pochwalili już. ale na dłuższą metę zupełnie nie dla mnie. jednak muszę być elastyczna, aby wszystko się udało...:)
    chodź na herbatę, dopiszemy coś optymistycznego do naszej ideologii. ja trzymam kciuki za powroty z uśmiechami i uśmiechy powrotne.

Odpowiedz

Obserwatorzy

Etykiety

2009 (1) 2011 (26) 2012 (9) 35mm (5) 6x4.5 (2) 6x6 (25) bw400cn (1) Chasyd (3) d70s (8) dworki (2) ektar (2) f60 (11) foma (1) fp4 (2) fuji 160ns (2) hp5+ (2) kiev88 (9) lubitel (8) lucky (3) mobile (4) neopan (2) pan400 (2) paulina (8) petri (11) pinhole (2) portra (6) psix (12) rollei (3) rossmann (7) smena (6) szpital (7) trix (10)

Archiwum

Wszelkie prawa zastrzeżone. Obsługiwane przez usługę Blogger.