Nie ma to jak porządna garść prochów na śniadanie. No, ale cóż poradzić, każą to łykaj. Sterydy są okropnie gorzkie. Wczoraj wróciłem z Katowic. Być może nie pełen sił, ale na pewno pełen chęci i dobrego nastroju. Jakoś wyjątkowo podziałał na mnie pobyt na tamtym oddziale, a lekarze okazali się bardzo w porządku, do tego wszelkie wieści z każdym dniem bywały lepsze. W tym momencie jestem jakby zdrowy, z tym, że to stan, który wciąż trzeba podtrzymywać farmakologicznie, ale lepszej sytuacji nie mogłoby być. Teraz tylko - Wątrobo, wróć do siebie!
Ogromną radość sprawiłem temu małemu kudłatemu stworzeniu, cały czas chodzi teraz uśmiechnięty i nie odstępuje mnie na krok. Najlepszy kumpel, wszystko rozumie.
Dzisiaj załadowałem pierwszy raz "nowy aparat", Nikona F60 Trixem 400, to też przy okazji moje pierwsze doświadczenie z tym filmem. Kilkanaście klatek już jest. Niestety jestem na razie skazany na fotografowanie najbliższego otoczenia i rodziny. Raz, że nie czuję się jeszcze na siłach na jakieś wypady i spotkania, a dwa - wszyscy znajomi spadają właśnie na studia, głupi zbieg okoliczności. Ale może dojrzę w ten sposób coś czego na co dzień nie zauważałem. Niemniej klapnięcie lustra to miły uchu dźwięk, którego od dawna nie słyszałem. Czekają też kolorki do 6x6, trzeba z nimi zrobić coś ciekawego. Dlatego póki co zdjęcia z cyfry. Ale po niedzieli pewnie pojawi się już coś w monochromie.
Dziś już chyba tylko earl grey i "Ruchome święto" do skończenia. Nie zmarnowałem tego dnia, to najważniejsze. Także pozdrawiam i idę przyłączyć się do Hemingwaya w Paryżu.
sama mam podobną ilość porannych proszków, pogoda mi nie sprzyja... katar, kaszel i ból gardła = horror